A zwłaszcza ja, skretyniały dorosły facet po trzydziestce, z małym dzieckiem i jego zranioną matką, pokazywałem jakim cholernym dupkiem potrafiłem być.
Naładowany wypełniającą mnie wściekłością, rzuciłem się na drewniany stół i przewróciłem go razem z eleganckim nakryciem. Talerze z delikatnej porcelany, kieliszki i sztućce upadały z trzaskiem na podłogę. Kopnąłem jeszcze w krzesło, a potem złapałem się za włosy i przymknąłem powieki, próbując uspokoić przyspieszony oddech.
Cholera.
Naprawdę ją kochałem. Nieudolne próby wmawiania sobie, że to dziecinada, że pora z tym skończyć, nie przynosiły właściwego efektu. Z nią było ciężko, ale bez niej... jeszcze gorzej. Jak banalnie by to brzmiało, nigdy się tak nie czułem i... nie mogłem pozwolić jej odejść. Wyjąłem z kieszeni dżinsów komórkę i wybrałem w kontaktach jej imię. Nim zdążyłem się połączyć, do jadalni zdecydowanym krokiem wkroczyła Amelia.
- W porządku, J. Żądam rozwodu.